W Tajlandii zaczęło robić się nudno. Jedyną zmienną rzeczą jest to, że raz pada, a raz nie pada. Cała reszta jest stała. Czasami tylko zdarzy się coś wartego uwiecznienia, jak np. sposób wydawania reszty w Immigration Office.
Pieniądze zostały przyszyte zszywaczem do rachunku :] Ogólnie robi się nudno, dlatego dla urozmaicenia przytoczę artykuły z prasy codziennej australijskiej oraz tajskiej.
Będąc w Australii nie udało nam się uciec od Tajlandii. Na każdym kroku słyszałyśmy o pewnej mieszkance Melbourne, która pojechała z koleżankami na rajskie wakacje na jakże rajskie Phuket. Pewnego wieczoru coś tam świętowały w knajpie, piły, śpiewały i ogólnie głośno się zachowywały. Zabawa była przednia i jedna z kobiet (bo towarzystwo było w wieku ok. 40 lat) postanowiła dla zabawy podrzucić swojej koleżance Annice Smoel jakąś barową matę do torebki. Niestety tutaj ich zabawa się skończyła, gdyż w barze była policja i przyhaczyła głośno rozrabiające towarzystwo na próbie kradzieży. I tak pani Annice, matka czwórki dzieci, wylądowała w tajskim więzieniu zagrożona karą 5 lat pozbawienia wolności. Przy okazji musiała mocno nawymyślać policjantom, gdyż nawet na taśmach z kamer było widać, że to nie ona włożyła tę matę do torebki tylko jej koleżanka, która nawet się potem do tego sama przyznała. Policja jednak powiedziała, że ich to nie interesuje dodając, że sprawa tej pani jest bardziej sprawą odnośnie jej stosunku do władz, a nie samej kradzieży. Tak jak mówiłam cała Australia mocno huczała od tego, że jakaś kobieta ma dostać 5 lat więzienia z kradzież barowej maty, więc interweniował australijski MSZ i inne takie. Szum zrobił się straszny i bodajże po interwencji Premiera Tajlandii obiecano jej, że jeżeli przyzna się do winy w dniu rozprawy to ją zwolnią z więzienia. Tak też zrobiła i dostała jakąś finansową karę i 6 miesięcy w zawieszeniu. Po spędzeniu 4 dni w tajskim wiezieniu wróciła do domu i swoich dzieci.
Z drugą przygodą obcokrajowców z Tajlandią zapoznałam się w gazecie 'Pattaya Mail'. Pattaya jest kurortem wypoczynkowym całkiem niedaleko Bangkoku. Historia ta polegała na tym, iż 65-letni Amerykanin jechał sobie autobusem do Pattayi i zapoznał w nim 3 Tajeczki. On przystały na jego propozycję i poszły z nim do jego pokoju hotelowego na imprezę i pare piw ;] Następnego dnia Amerykanin obudził się z dużym bólem głowy, a po Tajeczkach niestety nie było już śladu. Zresztą tak samo jak po telefonie komórkowym, karcie kredytowej, 10 tys. batów oraz prawie 4 tys. $.
Na zakończenie pragnę wyrazić nadzieję, że nie będę musiała żadnym odwiedzającym mnie osobom donosić paczek ryżu za kraty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No tak czyli szklanki z Baru w Tajlandi nam nie przywieziesz... a co do Amerykańca kogo dokoptowałyście na ten skok? Nie poznał się głupek że z Was takie Tajki, jak z Was zakonnice ;))))
OdpowiedzUsuńMałgosiu, nie martw się! Mamusia i jej koleżanki będą zachowywać się przyzwoicie, a Tata i Wujek się nie wybierają.
OdpowiedzUsuńprzyzwoicie i tak wróży kłopoty...
OdpowiedzUsuńi kto to mówi ;)
OdpowiedzUsuń