26 sierpnia 2009

Lista przebojów

czyli czego się słucha w Tajlandii i co ciągle słychać w knajpach :]

Nr 3 - Seven Days (nie mylić z rogalikami z Tomaszowa Mazowieckiego) Pozdrawiam Gabrysie :]


Nr 2 - Payu


No 1 - Boy Peacemaker (chyba za teledysk)

Do tego teledysku przyda się objaśnień na co należy zwrócić uwagę:
- urocze azjatyckie dzieciątka :] 555
- męskie bluzki w głęboki serek
- mężczyźni o takiej muskulaturze występują tylko w teledyskach
- ruch rękami po kształcie serca, po czym pojawia się ono na ekranie - motyw w wielu teledyskach
- w Tajlandii autochtoni śpią pod kołdrami, a przyjezdni pod prześcieradłem albo ręcznikiem, albo pod niczym :)

Oprócz takich przebojów mamy tutaj także tajskie reggae. Nie wiem skąd się tutaj wzięła fascynacja Jamajką, ale występuje ona raczej na południu nad morzem :]

22 sierpnia 2009

Phnom Penh po raz drugi

O drodze pomiędzy Siam Reap a Phnom Penh wszędzie piszą, że "jest już wyasfaltowana i 300km jedzie się tylko 6h". Zapewne jest bardzo malownicza, ale ja z moją skłonnością do zasypiania w każdym środku lokomocji i w każdej pozycji za każdym razem ją przespałam i za bardzo nie wiem jak wygląda.

Jeszcze podczas naszego pierwszego pobytu w stolicy zwiedziliśmy Wat Phnom. Zgodnie z legendą w 1372 roku niejaka Penh znalazła na brzegu rzeki kłodę drewna w której były 4 statuetki Buddy. Na tę okoliczność tubylcy wybudowali na phnom (=wzgórze) świątynię, a miasto zaczęto nazywać się Phnom Penh. Oprócz tego w stolicy to obowiązkowo Pałac Królewski i Srebrna Pagoda. Cały kompleks budowany był na wzór Grand Palace w Bangkoku. No i wypada przy nim bardzo biednie. Ogólnie to w tym kompleksie jest Pałac Królewski. A za tym panem na koniu znajduje się Srebrna Pagoda. Pagoda wcale nie jest cała srebrna, jakby się mogło wydawać. Na jej podłodze leżą srebrne płytki, które są przykryte jakąś wykładziną i wystają gdzieniegdzie spod gablotek. Na zewnętrznych ścianach są jeszcze jakieś malowidła co wydają się starsze niż są. Pochodzą z przełomu XIX/XX w i przedstawiają fragmenty eposu 'Ramajana'. :]Poza tym Phnom Penh położone jest nad rzeką uchodząca z jeziora Tonle Sap i tak się składa, że nazywa się prawie tak samo czyli Tonle Sap River. Rzeka ta wpada na obrzeżach miasta do Mekongu. Sama rzeka Tonle Sap jest ogromna i wydaje się jakby się było nad morzem :) My chadzaliśmy po bulwarze już raczej nocą i nie widać jej na zdjęciach, to też ich nie umieszczam tutaj. Za to mam ładne zdjęcie fontanny :]W całym mieście zdecydowanie najbardziej podobało mi się to, że ludzie wieczorami wychodzą na ulice lub do parków i tańczą, jedzą, gadają oraz ogólnie cieszą się życiem i tym że żyją już w wolnym, choć biednym kraju :)

Kambodża

Siam Reap

W Siam Reap ogólnie za bardzo nic nie ma oprócz Pub Street, na której znajduje się wiele pubów, knajp i knajpeczek. Wszyscy turyści zwalają się tutaj po zwiedzaniu Angkoru jak już nie mogą się ruszać wieczorami.Podzielenie się informacją, że w Siam Reap jest Pub Street nie było jednak główną przyczyną zaznaczenia obecności tego miasta na blogu.

W całej Azji Południowo-Wschodniej na każdym kroku są jakieś salony masażu. Tajski, ziołowi, olejkami, stóp, głowy i czego tam sobie wymarzycie. Za to w Siam Reap spotkałam jedyne miejsce gdzie można zaznać fish massage!Masaż polega na tym, że wkłada się stopy do takiego baseniku w którym pływają rybki, i one zjadają zrogowaciały naskórek po czym stopy są mięciutkie i wymasowane. A rybki te, wierząc ogłoszeniu, nazywają sie dr. Fish!

19 sierpnia 2009

Tonle Sap i Floating Village

Siam Reap - Syjam Pokonany (Syjam - dawna nazwa Tajlandii). Tak się nazywa miasteczko z którego mieliśmy wycieczkę do Angkoru i skąd pojechaliśmy na kolejną do pływającej wioski.

Jak łatwo się domyślić wioska ta po czymś musi pływać. No i pływa po Tonle Sap - największym jeziorze na Półwyspie Indochińskim. Samo jezioro w sobie jest całkiem interesujące, gdyż w zależności od pory roku zwiększa swoją powierzchnię prawie sześciokrotnie. No i jest całkiem płytkie, gdyż w porze deszczowej w najgłębszym miejscu ma 14m. Poza tym jak się na nie wypływa to fale są jak na morzu i nigdzie nie widać drugiego brzegu :]
Na jeziorze jest wiele pływających wiosek, które przemieszczają się w zależności od poziomu wody. Najbliżej położoną Siam Reap jest wioska Chong Kneas, do której też i my się udaliśmy. Sama droga też była atrakcją samą w sobie, gdyż najpierw jechaliśmy tuk-tukiem, potem dojechaliśmy to jakiegoś skupiska lokalnej mafii, u których trzeba było przesiąść się na skutery. Na skuterkach jechaliśmy jakoś strasznie długo aż dojechaliśmy do łódek, które to już zawiozły nas prosto do wioski.Po drodze była też pani co myła włosy i siebie w tej wodzie.W wiosce jest kilka sklepów.W tym akurat zostaliśmy namówieni do zakupienia zeszytów dla dzieci w szkole. Szkoła jest zresztą obok świątyni jedynym murowanym budynkiem w wiosce.W tym momencie akurat w ogóle nie było nam do śmiechu. Bo jak podzielić 5 zeszytów na te wszystkie dzieci? Wspomnę też, że wszyscy oni pobiegli do klasy i o mało się nie pozabijali na schodach jak tylko zobaczyli, że kupiliśmy zeszyty.A tak wyglądała nasza wioska od strony nie-wody. Te doby akurat stoją na pograniczu jeziora i jakiegoś kawałku ziemi. Niektórzy ludzie jednak mieszkają całymi rodzinami na jednej łódce.

17 sierpnia 2009

Angkor

"Nie można umrzeć, nie zobaczywszy Angkoru" - napisał angielski pisarz i dramaturg, Somerset Maugham.

Ankor ma 400 km2 i jest największym na świecie kompleksem kamiennych budowli. Pomiędzy IX a XV w. znajdowała się tutaj stolica Imperium Khmerskiego, a samo miasto jest uważane za największe miasto na świecie sprzed rewolucji przemysłowej. W XV w. miasto z nieznanych przyczyn zostało kompletnie wyludnione i dopiero w 1860 roku jakiś europejski badacz odkrył je w samym środku dżungli... Nie sposób zwiedzać wszystkie świątynie i budynki na piechotę. My ze względu na ograniczenia czasowe, niepewną pogodę i uwagę, że mój brat jest za duży na rowery dostępne w Kambodży jeździliśmy po Angkorze wynajętym tuk-tukiem.
Khmerowie zmieniali swoje upodobania religijne dość często, dlatego większość świątyń była wielokrotnie przebudowywana, aby to raz przypominać świątynie hinduistyczne, a innym razem buddyjskie. Nie mogę znaleźć liczby świątyń w Angkorze. Zapewne jest ich tam tak dużo, że nikt nie zdołał tego policzyć. Przedstawię tylko 'pierwszą trójkę' - czyli najbardziej znane świątynie.

Angkor Wat - największy budynek religijny na świecie. Jak dla mnie na drugim miejscu. Wysoka pozycja przede wszystkim dlatego, że jest taki wielki i nawet chodząc po trawie spotyka się jakieś fragmenty dawnych budowli, które dopiero pokazują jak ogromną musiała być ta budowla w przeszłości.

Bayon - znany z 216 twarzy tajemniczo uśmiechających się z 54 wież. Wsród osób, które znam Bayon uważany jest za najpiękniejszą/najciekawszą świątynię. U mnie na miejscu trzecim. Twarze widziałam już wcześniej na zdjęciach, a sama świątynia jak na te wszystkie w Angkorze jest niezbyt duża :]

Ta Prohm
- moja ulubiona. Idealnie ukazuje to, jak świątynie te musiały być zapomniane. Na jej terytorium wkroczyła dżungla, i ogromne korzenie wyrastają wprost z murów.Poza tym kręcili tutaj Tomb Ridera :]Z ciekawostek przeczytanych w przewodniku. Radzą aby za potrzebą nie udawać się zbyt głęboko w las, gdyż lepiej zostać przyłapanym robiąc siusiu, niż nadepnąć na minę. Za rządów Czerwonych Khmerów cały teren został zaminowany, a chyba wszystkie posągi straciły głowy, aby ludzie nie mieli się do kogo modlić.


Podsumowując, mój opis Angkoru jest strasznie marny, ale nie sposób tego dokonać. Tutaj po prostu trzeba przyjechać i samemu się powłóczyć po tych kamieniach - chociaż raz w życiu. Angkor niestety dość często jest jedynym miejscem zwiedzanym w Kambodży, głównie przez turystów przyjeżdżających przy okazji swojego pobytu w Tajlandii. A szkoda, bo cały kraj jest piękny i niezwykle interesujący.

15 sierpnia 2009

Phnom Penh - Brat Numer Jeden i inne robaki

O ile w Polsce większość osób wie, albo chociaż słyszała, że Angelina Jolie adoptowała dziecko z Kambodży, to już raczej mało jest osób świadomych przez jaką tragiczną historię przeszedł ten kraj niespełna 30 lat temu.

Moi amerykańscy przyjaciele pytają mnie często, kim właściwie są ci Czerwoni Khmerzy, skąd się wzięli, czemu tak nienawidzili Kambodżan - wspomina w opublikowanej w zeszłym roku książce Davida Chandlera "Cambodia: Power, Myth, and Memory" ("Kambodża - władza, mit i pamięć") Thida B. Mam, Kambodżanka, która przetrwała zagładę i mieszka dziś w Kalifornii. - Zawsze mi wstyd, gdy muszę im tłumaczyć, że słowem Khmerzy określa się naród zamieszkujący Kambodżę. W żyłach oprawców i ich ofiar płynie więc ta sama krew. Jesteśmy jednym narodem. Odpowiadam moim przyjaciołom, że w naszym khmerskim języku nazywamy Czerwonych Khmerów "robakami z naszej własnej skóry".


W 1975 roku władzę w kraju objęła Komunistyczna Partia Kambodży na czele której stanął Brat Numer 1, czyli Pol Pot. Nazwę państwa zmieniono na Demokratyczna Kampucza a rok 1975 ogłoszono Rokiem Zerowym, gdyż najpierw postanowiono zniszczyć stary porządek, cofnąć się do poziomu społeczeństwa agrarnego aby dopiero potem budować komunizm na oczyszczonym gruncie. Przez kilka pierwszych dni rządu praktycznie całą populacje Phnom Penh oraz okolicznych miast przesiedlono na wieś gdzie ustanowiono komuny rolnicze. Lekarze, nauczyciele czy urzędnicy państwowi byli z góry skazani na zagładę. Wszystkich zdrajców partii i rewolucji zamykano w więzieniach z których najsławniejszym jest S-21, które powstało w budynkach dawnego liceum. Obecnie mieści się tam Muzeum Ludobójstwa Toul Sleng.Między 1975 a 1978 rokiem przesłuchano i torturowano tutaj ponad 17 tys. osób. W muzeum oprócz ekspozycji jest mała salka kinowa gdzie wyświetlany jest film dokumentalny opowiadający historię dwóch zakochanych w sobie osób, które za to przestępstwo zostały uwięzione w S-21, a potem zabite.Puste sale, czarno-białe zdjęcia torturowanych osób, znaki zakazu uśmiechania się oraz wszechogarniający żar zwrotnikowego słońca pozostawiają chyba na każdym odwiedzającym ogromne wrażenie.

Wszystkie torturowane osoby transportowane były potem na Killing Fields w Choeung Ek. Zabijano tak także niemowlęta, aby gdy dorosną nie mogły się mścić na oprawcach za śmierć która spotkała ich rodziców. Dzieci roztrzaskiwane były o drzewo, a dorosłych zabijano za pomocą np. łomów aby nie tracić cennych kul, które przydawały się w normalnej walce. Po środku Pól Śmierci znajduje się Magiczne Drzewo, na którym zawieszone były głośniki, z których dźwięk zagłuszą jęki mordowanych tutaj osób. W 1980 roku ekshumowano tutaj ponad 8 tys. zwłok. 43 z 129 masowych grobów pozostały nietknięte. Szczątki osób umieszczone zostały w przeszklonym Pomniku Pamięci.
Jeżeli ktoś jest ciekawy jak to się dokładnie stało, że w jednym narodzie znalazły się osoby, które doprowadziły do śmierci 1/3 jego populacji i co się potem z nimi stało polecam artykuł http://niniwa2.cba.pl/kambodza_brat_numer_jeden_i_inne_robaki.htm

Ostatnio dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak 'czarna turystyka' i polega na odwiedzaniu miejsc masowej zagłady. Na pierwszym miejscu na liście czarnych miejsc jest Oświęcim, a na drugim są Killing Fields w Kambodży. Rozpoczęcie zwiedzania Kambodży od Muzeum Ludobójstwa i Pól Śmierci może nie było najprzyjemniejszym początkiem wycieczki, ale na pewno pozwoliło na spojrzenie na ten kraj zupełnie z innej perspektywy. Uświadomiło, że jeszcze 30 lat temu ziemia miała tutaj czerwony kolor nie tylko przez czerwone gleby ferralitowe, ale także od ilości krwi przelanej na nich.

Kambodża

Po spotkaniu się z Tomeczkiem na lotnisku w Bangkoku i zjedzeniu pół kilograma kabanosów przywiezionych z Polski byłam już gotowa aby wsiąść do samolotu do Kambodży.Plan był taki, że po wylądowaniu w Phnom Penh łapiemy od razu autobus do Siam Reap, tam siedzimy z 3 dni, a stolicę zwiedzimy przed wyjazdem z kraju. Plan ogólnie był dobry, tylko dość szybko na miejscu okazało się, że autobusy do Siam Reap odjeżdżą do 14:30, a nie do 2:30 w nocy jak wcześniej wydawało mi się że przeczytałam :] Tak więc zwiedzanie kraju sąsiadów zmuszeni zostaliśmy zacząć od stolicy.

Opis wycieczki zacznę od małego podsumowania. Kambodża jest cudowna! Trudno określić co takiego jest w tym kraju, że chciałoby się tam zostać dużo, dużo dłużej. Kraj jest jednym z najbiedniejszych w Azji (1/3 ludności żyje za mniej niż 1 $ dziennie) a ulice przepełnione są niepełnosprawnymi żebrakami i dziećmi sprzedającymi książki/kwiatki albo tylko proszącymi o 1 dolara. Jednak mimo panującej tam biedy ludzie są uśmiechnięci, mili i szczerze chętni do bezinteresownej pomocy. Wydawało mi się, że nie można być jeszcze bardziej miłym dla przyjezdnych niż w Tajlandii i się myliłam :] Na koniec kilka zdjęć dzieciaków na jednym z przystanków autobusowych na autostradzie z Phnom Penh do Siam Reap autorstwa mojego braciszka.I takie.Kambodża - Kingdom of wonder

1 sierpnia 2009

Kanton po raz ostatni

Na koniec naszego pobytu w Chinach pojechaliśmy na Baiyun Shan, czyli na Górę Białej Chmurki. Oczywiście zdecydowaliśmy się na nasz ulubiony sposób zdobywania gór, czyli wjazd kolejką :] Na górze ukazał nam się napis 'Góra Białej Chmurki wita Ciebie' (albo was, nie pamiętam jak to dokładnie było).Na całej górze położonych jest wiele różnych atrakcji i zapewne można tam spędzić cały dzień. My najpierw skupiliśmy się na podziwianiu wspaniałych widoków na miasto. To coś dużego po prawej stronie, jak skończą, ma być najwyższym budynkiem na świecie. Niestety zapewne kilka miesięcy później prześcigną tą TV-Tower budynki co budują je już w Dubaju i wieża pozostanie tylko najwyższą betonową wieżą na świecie (610m).

Będąc na górze, zdecydowaliśmy się dostać jednak na sam szczyt góry. Tam można było znaleźć np. wojskowe radary.Oprócz tego było drzewko z życzeniami 'zdrowia, szczęścia, pomyślności'. Ja niestety nie przyniosłam swojej czerwonej wstążeczki.Widoki na bloki oczywiście były dalej. Z góry postanowiliśmy już zejść na piechotę. Na części trasy była wyznaczona ścieżka zdrowia, po której można było przejść na bosaczka.Zejście po całej trasie bolało okropnie, ale dałam radę :] A tak w ogóle w Chinach miałam najlepszy masaż stóp w swoim życiu (i nie chodzi o chodzenie po kamieniach). Możliwe, że podobało mi się dla tego, że masaż stóp zaczął się masażem głowy i pleców, a potem panie mówiły, że jestem taka piękna, bo taka biała :] To tylko taka mała dygresja, a schodzenie po kamiennych schodach wyglądało tak.Tak mniej więcej zakończyła się nasza przygoda z przymusowymi wakacjami w Chinach. Jakbyśmy od razu wiedziały, że zostaniemy tam tydzień, a nie 3 dni jak było w planach, to na pewno byłyby posty jeszcze z Makau, a być może nawet udałoby nam się wyskoczyć na mogoty do Yangshuo (jedno z moich wymarzonych miejsc do zwiedzenia). No ale tak przynajmniej jest po co wracać :] Bo do Chin to chyba niestety już tylko można pojechać podziwiać naturę, bo w mieście i z tradycji to niewiele ciekawego zostało.
Pozdrowienia z Góry Białej Chmurki. Małgorzata.
Kanton

Dzisiaj do samolotu wsiada mój starszy braciszek, więc zapewne kolejne posty już z nim i to z Kambodży :]