13 stycznia 2010

Blog Roku 2009 :]

Jak zapewne większość zauważyła z boku, mój Sabbai in Thailand startuje w konkursie na Blog Roku. Tak, tak, na blog roku, a nie na błąd roku, który pewnie też by się znalazł.

Do konkursu kazała zgłosić mi bloga koleżanka, bo chciała zagłosować więc uznałam, że głupio ją rozczarować. Blog powstał bo nie chciało mi się podczas wyjazdu wysyłać do wszystkich (no dobra, części) znajomych maili, że żyję i mam się świetnie. Tak więc więcej tutaj przypadku i zbiegów okoliczności (to że wyjechałam itd.) niż wewnętrznej potrzeby uzewnętrzniania swoich głębokich myśli na temat boskiego życia i podróżowania w Azji, która chyba stała się już na stałe drugim domem.
Wracając do tematu to wstaję sobie dzisiaj rano, oczywiście włączam kompa jak to każdego poranka, i z ciekawości patrzę na stronę www.blogroku.pl i może nie od razu, ale pojawiło mi się, iż posiadam już dwie gwiazdki :] Co oznacza, że dostałam więcej niż 5 głosów :] A to z kolei oznacza, że zagłosował na mnie ktoś więcej niż mama, tata i dwóch braci. No dobra, ja też, ale pewnie każdy to robi :P To i tak nie zmienia faktu, że dwie gwiazdki to oznacza u mnie więcej niż ja i moja najbliższa rodzina :D Czyli wstydu nie będzie.

Wygląda na to, że aktualnie mój blog znajduje się na 6tej pozycji w kategorii podróże i szeroki świat więc oczywiście obejrzałam kto śmie mnie wyprzedzać :P Zauważyłam, że każdy ma oddzielnego posta nawołującego do głosowania, także też tak czynię (nawołującego, a nie nawołującego koniecznie na mnie:P). No ale mimo wszystko jakby ktoś chciał zagłosować akurat na Sabbai in Thainald to wystarczy wysłać smsa na nr 7144 o treści D00043 (de zero zero zero cztery i trzy na końcu :P) Koszt o to 1,22 zł z VATem. Złotówka pójdzie turnusy rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych, a 22 grosze będą wspierać rozkwit Rzeczypospolitej Polskiej i budowę autostrad na Euro 2012. Z jednego telefonu można wysłać jednego smsa. Do kolejnej rundy przejdzie 10 blogów z każdej kategorii, które uzyskały najwięcej głosów. I tak sobie skrycie pomyślałam, ze było by mega super ekstra się tam dostać :D Głosować możecie do następnego czwartku, czyli 21.01.2010 r. do godz. 12. Korzystając z okazji i faktu, że przez konkurs może ktoś z mojej branży tutaj zagościć to będzie drugie ogłoszenie.

Za pół roku nieuchronnie zbliża się do mnie koniec studiowania, także trzeba zacząć szukać pracy albo innego sposobu zarabiania $$ (tylko czy są takie?). Nie obraziłabym się gdyby praca sama mnie znalazła ;] W skrócie: kończę kierunek turystyka i rekreacja na SGGW i jestem bardzo fajna, a na dodatek mam papiery pilota (niestety nie odrzutowców). Także jeżeli ktoś chciałby przelewać mi na konto pieniążki co miesiąc abym mogła wydawać je na podróże, a potem znowu je opisywać, albo wysłać gdzieś, co bym za pieniążki mogła wracać, aby co jakiś czas ponarzekać na pogodę, to kontakt na maila obecnego w profilu albo zostawienie komentarza jest wskazane.

Oferty matrymonialne niemile widziane, a na resztę "skontaktuję się z Państwem w najbliższym czasie" :]

4 stycznia 2010

Tajki w Polsce

Dwa tygodnie przed moim powrotem do Polski przyjechała także zapoznana przeze mnie Tajka - Am. Azjaci mają słabość do skracania swoich imion albo zamieniania na jakieś brzmiące bardziej 'zachodnie'. Wracając do Am to zaczęła ona studiować na UW ekonomię albo coś podobnego ;) Ze swoimi trzema koleżankami, które w Warszawie przebywają jeszcze w ramach tej samej wymiany z której ja wyjechałam do Chiang Mai pojechały w grudniu do Gdańska. Na pytanie czy im się podobało i co tam widziały, odpowiedziała, że poszły na plażę szukać owoców morza ('looking for seafood' brzmi jeszcze bardziej głupio w tym przypadku). Jak łatwo się domyślić rozczarowane nieznalezieniem niczego co nadawałoby się do zjedzenia na bałtyckiej plaży brudno-pisakowej poszły szukać owoców morza w knajpach. Język polski jest dla nich zdecydowanie językiem obcym i postanowiły udać się do restauracji, która zwała się Crabcośtam, mając nadzieję, że dostaną tam kraba :] No i dostały, tyle że w postaci paluszków surimi...

Za każdym razem kiedy się z nimi spotykam raczą mnie takimi pytaniami i opowieściami, że uśmiech z twarzy nie schodzi mi przez kolejne dwa dni. Tutaj garść pytań i stwierdzeń natury egzystencjalnej:
- Ten śnieg spadł już tydzień temu, od tej pory nie padało, i dalej leży na ulicach. Dziwne to, prawda? (było to podczas tych mrozów po -15 st. codziennie)
- Jeżdżenie na łyżwach jest trudniejsze od jeżdżenia na nartach, bo na nartach przewracasz się tylko jak skręcasz albo chcesz się zatrzymać, a na łyżwach nawet jak stoisz.
- Jak zrobić bałwana (ze śniegu)?
- Na propozycję pójścia na sanki do parku zapytały się czy wstęp na górkę jest płatny.
- Po umówieniu się ze mną podczas rozmowy telefonicznej na metrze Racławicka, czekała kiedyś na mnie na metrze Świętokrzyska. Bo tu u nas podobno wszystko kończy się się na 'ska' i myślała, że to o tę stację chodziło.

Niestety Am z powodów rodzinnych dzisiaj wróciła do Tajlandii. Na jeden dzień z Czech przyjechała także Blanka aby się z nią zobaczyć i pożegnać. Tak sie złożyło, że przechodziłyśmy obok Ronda de Gaulle'a (te z palmą pokrytą zwałami śniegu) prawie całą nasza tajską paczką.I wtedy padł niezapomniany tekst"Blanka, do u feel like in Chiang Mai now?"