Podobno jednym z najładniejszych miejsc w Kantonie oraz oazą spokoju jest stara dzielnica kolonialna - Shamian Dao. Francuzi i Brytyjczycy osiedlali się tutaj po przegranych przez Chiny wojnach opiumowych. Oprócz kamienic, jakie można spotkać na olsztyńskim Zatorzu, jest także kościół. Mariacki to to nie jest, ale w Chinach należy docenić nawet taki.




Symbolem kantonu jest pomnik 5 koziołków w Juexiu Park. Jak głosi legenda, dawno temu pięć boskich postaci odzianych w szaty w pięciu kolorach przybyło do Kantonu na kozłach unoszących się w powietrzu. Każda z postaci trzymała w ręku kłos ryżu – miał to być dla ludzi pomyślny znak zesłany z niebios gwarantujący, że na terenach, które zamieszkują, nigdy nie zaznają głodu. Znowu o jedzeniu...


Przez Kanton przepływa rzeka Perłowa, której woda z kolorem perłowym ma niewiele wspólnego. Udało nam się jednak załapać na jeden całkiem ładny zachód słońca :]
Po 3 dniach w Kantonie spakowałyśmy się, pożegnałyśmy z chłopakami i władowałyśmy do autobusy na lotnisko. Nawet w pewnym momencie trochę ponarzekałam, że nie zdążyłyśmy wysłać pocztówki do domu (w Kantonie nie istnieje coś takiego jak pocztówki i poczta) i kupić pałeczek. Wcześniej Gareth wspomniał, że słyszał w radio, że ma być podobno tajfun. Ja oczywiście się ucieszyłam, gdyż nie doświadczywszy trzęsienia w ziemi w Indonezji, mogłabym się częściowo zadowolić tajfunem w Chinach. Niestety tylko trochę powiało, niebo zrobiło się brudno piaskowe ale chyba przez te bloki żadnego leja nie było widać :( No ale wracając do drogi na lotnisko, praktycznie się nie spóźniłyśmy na odprawę. Jakoś tak się zrobiło, że wydawało mi się że wylot mamy o 23:50, a nie 23:20. Tak czy siak zdążyłyśmy na check-in aż 5 min przed jego zamknięciem. Choć w sumie nawet go nie otworzyli, gdyż lot został odwołany z powodu tajfunu właśnie. Tak oto po krótkiej rozminie czy bardziej opłaca nam się płacić za kupienie nowego biletu na kolejny dzień, czy poczekanie 4 dni na kolejny lot z AirAsia uznałyśmy, że pognębimy jeszcze trochę dłużej Karola.

Rozczaruję Ciebie. Nawet jakbys byla podczas innego tajfunu to leja bys nie zobaczyła. Leje sa atrybutem tornad. Tajfun to taka większa burza, ze spadkiem cisnienia, opadami, wiatrem,....
OdpowiedzUsuńa ta moda to ciekawa jest :D ale nie wiem czy chciałabym widziec taką na ulicach Warszawy :D
Przysmak barowy tez jest oblesny. To juz drinki Witka sa chyba lepsze ;P
no Emilka gratuluje, w końcu jakiś profesjonalny komentarz :P Witkowi i Izie pewnie i lej w tajfunie bym wcisnęła ;P A co z huraganem??
OdpowiedzUsuńno czasami mi sie uda zapomniec i pomyślę wówczas daję profesjonalne komentarze :D ale to chyba jakiś zły znak :D
OdpowiedzUsuńWitkowi byś nie wcisnęła on jest fizyczny tak samo jak ja ...
huragan to to samo tak jak i cyklon :P
No... a moda dla mężczyzn... e... cszkoda gadać!!!! ALe zbliżenie Klary,koleżanki Karola sie przyda bo wygląda apetycznie!!! ;)))
OdpowiedzUsuńSkojarzenie czemu na głowie ma sie "burze" loków a nie "huragan"...
taa, Klara, skojarzenie od eklerka :]
OdpowiedzUsuńJak was na takich skojarzeniach na uw uczyli, to ja się boję o te prognozy pogody w Polsce
ja tam jak zakręcę własy to mam huragan na głowie :) tajfun rano po imprezie :D
OdpowiedzUsuńNa szczęśc ani ja ani Witek nie jestesmy meteorologami :D
tu sie o mnie mówi beze mnie...no wiecie coo... ;P sie nie zgadzam :P
OdpowiedzUsuń