28 lipca 2009

Chiny -> Guangzhou/Kanton

Mieszkańcy Kantonu podobno zjedzą wszystko, co lata, poza samolotem, i wszystko co ma cztery nogi, poza stołem. Między innymi dlatego nasza wycieczka skupiła się na zwiedzaniu knajp. Drugim powodem było to, że w samym mieście, delikatnie mówiąc, nie ma zbytnio nic ciekawego do odwiedzenia :]

Guangzhou, po polsku Kanton (Kanton zapewne dlatego, że nikt nie potrafi przeczytać tej pierwszej nazwy, albo każdy czyta ją inaczej :D) jest trzecim co do wielkości miastem w Chinach, o którym nikt poza Chińczykami nie słyszał. Moja znajomość geografii turystycznej świata też nie jest aż tak doskonała i do tej pory nie obejmowała tego molocha. Jednakże dziwnym zbiegiem wypadków, stało się tak, iż w Kantonie obecnie zamieszkuje moich dwóch znajomych - Karol, kolega z klasy licealnej, co siedzi tam na rocznym kursie chińskiego oraz Gareth, Walijczyk co go poznałam z 6 lat temu będąc w Walii właśnie. Także zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku miało miejsce spotkanie po latach na drugim końcu świata.

W Kantonie dwa razy w roku odbywają się targi kantońskie - największe targi w Chinach. My niestety nie przyjechałyśmy z zamiarem wywiezienia stamtąd kontenerów japonek albo podrabianych Rolex-ów, tylko chciałyśmy bliżej zapoznać się z kulturą chińską. To jednak okazało się dość trudne, gdyż wszystko co w moim europejskim rozumieniu nazwałabym kulturą chińską zostało zniszczone przez rewolucję kulturalną za Mao Zedonga albo/i rozjechane autostradami i zabudowane wieżowcami oraz fabrykami.

Z kultury chińskiej dane mi było poznać kulturę związaną z jedzeniem, co niekoniecznie tożsame jest z kulturalnym zachowaniem się przy stole :] W ogóle coś takiego jak kuchnia chińska to istnieje tylko w Europie, gdyż praktycznie każda prowincja w Chinach ma swoją własną kuchnię, które między sobą zdecydowanie się różnią, np. syczuańska jest zdecydowanie najostrzejsza, w tej północnej prawie w ogóle nie je się ryżu, a szanghajska jest słodka z masą owoców morza. Podobno jednak to ta kantońska stała się synonimem kuchni chińskiej na całym świecie. Na pierwsze śniadanko uraczono nas czymś co nazywa się dim sumy i są to takie przekąski gotowane na parze, z jakimś mięskiem w środku.

Oczywiście każdy posiłek nie może obyć się bez herbaty. Z nią związane jest także sporo rytuałów przy jedzeniu. Zestaw naczyń do jedzenia składa się z talerzyka, miseczki, pałeczek i kubeczka. Najpierw herbatę wlewa się do kubeczka po pałeczkach, potem z kubeczka wlewa do miseczki, potem tą herbatą z miseczki oblewa się talerz i herbata ląduje w specjalnej misce na zlewki albo na obrusie. Na tak oczyszczonych naczyniach można się zabrać do jedzenia i picia. Jeżeli ktoś naleje wam herbatki nie wolno zapomnieć o tym aby popukać w podziękowaniu dwoma palcami w stół.

Być może już zbytnio przyzwyczajona jestem do tajskiej kuchni, ale jak dla mnie to ta kantońska jest zdecydowanie zbyt tłusta. Najgorsze jest to przy jedzeniu, bo makaron zlatuje z tych śliskich pałeczek. Właśnie! W Chinach jadłam tylko dwa razy ryż - raz w sushi, a drugi raz ostatniego dnia. Podobno Chińczycy wcale nie jadają dużo ryżu, gdyż uważają, że będą od niego grubi (już wiem skąd się wziął mój dodatkowy kilogram w Tajlandii).

Powinnam wspomnieć, że w restauracji z regionu Dongbei jadłam pierogi i to co marzyło mi się od jakiegoś miesiąca - kwaśną kapustę :D Co do zdjęć jedzenia to raczej się nie spisałam, gdyż przypominałam sobie że miałam je robić zawsze po zjedzeniu wszystkiego :/

Co do tej kultury przy stole, to Chińczycy siorbią, bekają, rozlewają herbatę po całym stole i wypluwają kości z mięsa na stół albo na podłogę krzycząc przy tym wszystkim niemiłosiernie. Restauracje wyglądają trochę jak pobojowiska, dobrze chociaż, że po każdych gościach zmieniany jest obrus. Właściwie od tego burdelu w knajpach to i tak gorsze jest charkanie na ulicy.

Z Kantonu miał wyjść jeden post, ale coś dużo się o tym jedzeniu wyszło, a na dodatek zrobiłam się głodna.

2 komentarze:

  1. No to tam byśmy czuli się swobodnie.... można dawać klapsy dupciom na ulicach? Jak tak to Raj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, nie sprawdzałam.

    OdpowiedzUsuń