O istnieniu tych koszulek wiedziałam już przed wyjazdem, ale w całej Tajlandii nigdzie ich nie było. I w końcu znalazłam! Na Ko Phi Phi! Ostatnia na całej wyspie. Już miałam przeboleć to, że rozmiar był jakiś z 2 razy za duży, ale ta głupia baba co ją zamierzała sprzedać w ogóle nie chciała zejść z ceny! Po kilku próbach targowania w różne dni poddałam się i uznałam, że jak nie to nie, przepłacać nie będę! Chyba nie wspominałam, że ogólnie ludzie na południu są bardzo niemili. Nikt mi nie odpowiadał kop kun kha w 7-11 co było to dla mnie szczytem chamstwa, wtedy.O Ko Phi Phi słyszałam już wcześniej. Mój wykładowca od geografii turystycznej Azji twierdził, że ma znajomego, który był wszędzie i wg. niego Ko Phi Phi w Tajlandii jest najpiękniejszą wyspą na ziemi. Jako że jestem pilną uczennicą zapamiętałam to i postanowiłam sprawdzić :] Z punktu widokowego wygląda wyspa w jakiejś 1/4 wygląda mniej więcej tak.
Czyli dwie zatoki, piasek, dookoła wystają gigantyczne skały wapienne porośnięte lasem równikowym, a na dodatek woda Morza Andamańskiego koloru turkusowego turkusu (:-P) - czyli ogólnie bajer :] Pierwszego popołudnia podczas spacerku zapoznawczego z wyspą ukazał mi się ten oto kawałek błękitnego nieba.
Jak zapewne się domyślacie, spodziewałam się, iż będzie to ostatni błękitny kawałek nieba w tej części Tajlandii jaki dane mi będzie oglądać. Kolejna noc i dzień minęły mi z atrakcją już wcześniej znaną, czyli 'o jak ja chciałam zobaczyć tajfun'. Ten na wyspie był sporo silniejszy od tego z Chin, bo przywędrował z Filipin rozwalając po drodze jeszcze Kambodżę. Ja myślałam, że dach znad głowy mi odleci i wyląduje gdzieś na stepach w Kazachstanie, ale na całe szczęście tak się nie stało. Ale na prawdę wiałoooooooooooooooooooooooooo :] Pozostając przy naturalnych katastrofach w 2004 roku, wszystko na Ko Phi Phi zostało zmiecione przez 10 m fale tsunami. W zbliżeniu zmiotło dokładnie wszystko co znajdowało się na tym kawałku piasku.
Obecnie na wyspie porozstawiane są znaki w kierunku miejsc ewakuacyjnych utworzonych, w wyższych częściach wyspy.
Sama wyspa jest bez wątpienia najpiękniejszym miejscem w jakim w życiu byłam, natomiast to co po tsunami wybudowali tam ludzie jest zdecydowanie największym hmmm pierdolinikiem jaki widziałam w zabudowie.
Drugie śniadania, podwieczorki, desery i przegryzki pomiędzy posiłkami codziennie wyglądały następująco.
Pragnąc wykorzystać niedawno uzyskane uprawnienia do nurkowania z butlą udałam się w poszukiwaniu jakiejś wycieczki, co bym mogła obejrzeć w końcu te podobno jedne z najlepszych nurkowisk w Tajlandii. Niestety fale były za duże i żadne łódki nie wypływały bo by się powywracały - jeeee. No i nawet na snorekelling na pobliską Ko Phi Phi Leh nie dane było mi pojechać (to ta w oddali).
Ta mniejsza, bliźniacza siostra dużej Ko Phi Phi Don jest niezamieszkała i Leonard DiCaprio kręcił tam 'Niebiańską Plażę'. W sumie jak jego już tam nie było, to nie było po co jechać i czego oglądać :P...
Tutaj nastąpił jeden dzień słońca, kiedy to poświęciłam się zdobywaniu opalenizny, abyście mieli mi czego zazdrościć po powrocie :P Zdjęcia się jakoś nie zrobiły. Ostatniego dnia wyjazdu także było przepięknie, ale jedynie udało mi się dojść na przystań, bo tak mnie wszystko bolało, że nie byłam w stanie się ruszać i robić zdjęć w końcu z jakimś normalnym światłem. No ale przystań jest git, a woda na prawdę jest niesamowicie niebieska :)
I na pożegnanie -> ktoś musi pracować, żeby ktoś inny mógł odpoczywać.
I jedna z zatok podczas odpływu.
A ja tam byłam, drinki z palemką piłam...


















