24 kwietnia 2009

Chiang Mai University

W tym tygodniu nastał dzień, którego się najbardziej obawiałam. Zaczęłam zajęcia... Na dodatek miały się rozpocząć od wtorku, ale jak poszłyśmy do koordynatorki w poniedziałek to okazało się że ruszają od poniedziałku :/

Zajęcia mamy codziennie od 9:00 do 12:30 z półgodzinną przerwą. Przedmiot ten jest prowadzony przez Niemkę, więc kończymy oczywiście o 12:30 co do sekundy :] Jak zostają 3 min do końca i skończyliśmy dany dział to zaczynamy oczywiście następny :D A! No i oczywiście uczę się teraz Development Policies and Economic Strategies. Za tydzień w czwartek mam już połówkowy egzamin ustny :D Dlatego nawet zdarzyło mi się już uczyć.

Chciałam nawet zrobić zdjęcie 'mojej klasy' lecz jeszcze się nie zdarzyło aby przyszli wszyscy. Oprócz Pauliny i mnie mamy tam jeszcze 2 Wietnamczyków i 5 Tajlandczyków. Co do języka, to chyba zarówno Niemka ma tak samo duży problem ze zrozumieniem angielskiego Azjatów, jak i oni jej.

Wczoraj nam się troszkę upiekło, ponieważ na naszym wydziale był obchodzony Songkran i straciliśmy pół godzinki zajęć. Pierwsze co zobaczyliśmy to poprzebierane panie i ich długaśne paznokcie.

Po godzinie spóźnienia przyszedł dziekan wydziału i w końcu można było zacząć całą uroczystość. Wszystkie szychy usiadły na krzesełkach na scenie. [Różowy jest trendy!]

Na otwarcie imprezy te poprzebierane Tajeczki zaczęły tańczyć.

Potem błogosławiono niektóre osoby poprzez polewanie wody. Taki delikwent podchodził do rządku najważniejszych osób, kłaniał się, szycha maczała swoje palce w wodzie, polewała siebie, potem jeszcze raz maczała i polewała kłaniającego się.

Potem zaczęły się jakieś przemowy, a my poszliśmy na resztę zajęć. Na koniec akurat udało nam się wrócić na jedzonko :D Oprócz zupek były takie kosteczki w makaronowym cieście nadziewane wieprzowiną (chyba).

Do tego na deser coś a'la budyń w środku z coś jakby karmelem zapakowane w liść. Smakowe, a to jest najważniejsze.

Nie myślcie, że się tego nauczę gotować bo nawet nie wiem jak to się nazywa :]

W minionym tygodniu jeszcze byliśmy w urzędzie imigracyjnym, żeby przedłużyć wizę - Paulina i zrobić re-entry - ja.

Warto zwrócić uwagę na oddzielne okienko dla emerytów przedłużających swój pobyt. Z połowa petentów to emeryci i renciści na wiecznym odpoczynku w Tajlandii. W sumie to się nawet nie dziwię :]

4 komentarze:

  1. W końcu weźmiesz się za naukę, koniec wakacji!!! A i jeszcze jedno, ty stałaś przy tym okienku dla emerytów i rencistów???

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez przesady, ja sięgam głową trochę wyżej niż nad parapet :]

    OdpowiedzUsuń
  3. bo różowy to jedyny słuszny kolor ;) (patrz: kicz-wesele ;) )

    OdpowiedzUsuń
  4. zgadzam się z Iza :) w Tajlandii wiedzą co jest dobre (ps. pasowałaby tam połowa mojej garderoby :D )

    OdpowiedzUsuń