
Po krótkim przeszkoleniu zaczęła się zabawa.

Oczywiście musiałam w trakcie przeanalizować czy to jest w końcu dżungla czy nie. Kiedyś mnie uczono, że prawdziwa dżungla to tylko na Wyżynie Dekańskiej i Cejlonie, a tutaj wszędzie mówią, że to jungle. Dodatkowo dochodzi kwestia lasów równikowych w strefie podzwrotnikowej :] Geografowie tego bloga czytają to może się wypowiedzą w końcu na temat :)
Po harcach na linach wypuścili nas na wycieczkę po wodospadzie Kompong. Wodospad całkiem, całkiem. Trochę wąski, ale za to bardzo wysoki i wielokrotnie zmienia swoje oblicze :D Tak wygląda na samym dole.
Siła Gibbona.

Tak po drodze na szczyt.

A tak na najmniej ciekawej samej górze.
Po wycieczce do wodospadu dostaliśmy 3-daniowy, pyszny obiadek i po 7 godzinach zostaliśmy odwiezione pod same drzwi akademika. Cala impreza podobno została wybrana na najlepsza atrakcję w Chiang Mai i nawet pokazywali ją na AXN.
Geograf? Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiona jestem!
OdpowiedzUsuń;)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńZ autochtonami nie ma się co kłócić, jak mówią, że jungle to jungle!
OdpowiedzUsuńI cały czas nie ma fotki z kąpieli pod wodospadem a la Sports Illustrated... zawiedziony... ;(
Wiciu zapewne zdjęciem też będziesz zawiedziony, bo to nie na żywo :P
OdpowiedzUsuńWszędzie wrzucam różne zdjęcia żeby wam nie nudziło się ich oglądać :]
OdpowiedzUsuń