To tak ogolnie to po 25 h w pociagu i 2 h na lodce dotrlam na KO Tao, gdzie mialam na celu zdobyc troche opalenizny, ale patrzac w niebo to niekoniecznie mi sie uda. Internet tu w morde drogi i nie ma polskich znakow na klawiaturze wiec to koniec wiadomosci.
Zyje lecz ogolnie mam zly humor, ktory chyba spowodowany jest zblizajacym sie koncem pad thai i shakow bananowych.
pzdr
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"prawie" robi dużą różnicę ;)
OdpowiedzUsuńNo nic zaprosisz Nas wkrótce do swojej Warszawskeij norki z pieknym widokiem z okna na banany w cieście...
OdpowiedzUsuńTrudno szkoda... :)
a kiedy zapraszasz? albo inaczej: kiedy Twoje takowe zaproszenie będzie miało realne szanse za realizację?
OdpowiedzUsuńJa nigdzie nie zapraszam,to Witek chyba zaprasza. Ja po 10tym paxdziernika pograze sie w smutku i rozpaczy, a mamusia juz zapowiedziala ze za leczenie depresji mi zaplaci. Pozdrawiam z Ko Phi Phi - najladniejsze miejse w jakim bylam! Tylko tajfun troche przeszkada!
OdpowiedzUsuńOj no dobra jak zrobisz imprezę po powrocie to też tajfun u ciebie rozpętamy by wspomnienia wróciły!!! :)))
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńi kaloryfery podkręcimy, aby było powyżej 24 stopn!!! ( abyś nie marzła :)
OdpowiedzUsuńi przyniesiemy Ci samoopalacze co byś jednak złapała trochę opalenizny ;P
OdpowiedzUsuń