Jeżeli zabłądził tu ktoś, kto był już wcześniej w Tajlandii to proszę o uzupełnienie ankiety :) Jeżeli znacie kogoś kto był w Tajlandii to możecie podesłać nią do nich :)
http://www.ankietka.pl/ankieta/40634/negatywne-funkcje-rozwoju-turystyki-w-tajlandii.html
Dzięki! Przydadzą się wszystkie odpowiedzi!
7 maja 2010
1 lutego 2010
Zielone curry
Czy ja pisałam wcześniej, że kiedy brat był u mnie to byliśmy w szkole gotowania? Jak nie, to byliśmy. W ogóle Chiang Mai zasypane jest takimi szkołami, my chyba nie trafiliśmy najlepiej, choć wydaje mi się, że w każdej z nich nauka gotowania polega na nauce przecięcia pomidorka na pół i wrzuceniu go do woka.
Stosunkowo niedawno koleżanka Mary Cherry oznajmiła, że kupiła w Lidlu zielona pastę curry i nie ma pojęcia co z nią zrobić. Tak więc podaję przepis na moje popisowe tajskie danie, czyli zielone curry z kurczakiem.
Należy sobie przygotować:
- zielona pastę curry (niespodzianka!) - naprawdę można dostać w większości dużych supermarketów w dziale dziwne jedzenie z Azji, i sklepach typu kuchnie świata
- kurczak (niespodzianka!) - najlepiej piersi z kurczaka, na dwie osoby jedna duża pierś starczy :]
- wok albo głęboką i dużą patelnię
Z rzeczy już nie tak oczywistych:
- 2 listki kaffir lime - najlepiej przywieźć świeże z Tajlandii, ale jak akurat ktoś stamtąd nie wracał to dostępna jest u nas taka seria "Thai Heritage" w słoiczkach różnych dziwnych sosów i przypraw. Kaffir lime dostępne jest tam w wersji wysuszonej. Słoiczek kosztuje z 6 zł, ale naprawdę do otrzymania odpowiedniego smaku listki te są niezbędne i słoiczek wystarcza na długo.
- listki słodkiej bazylii - jak wrzucam takie świeże z krzaczka z hipermarketu, tak z 6, żeby równo pływały :]
- mleko kokosowe - na porcję 2-osobową tak z pół litra :] lepsze jest mleko kokosowe, a nie mleczko
- sos rybny - także występuje w wersji Thai Heritage
- cukier - najlepiej cukier palmowy albo z trzciny cukrowej
- olej
oraz warzywka:
- bakłażan - w Tajlandii używają takich małych zielonych kuleczek, które podobno są bakłażanem. Nasz duży koloru oberżyny też się sprawdza w 100%
- baby corn - takie małe kolby kukurydzy
- co do warzyw to można wrzucać zasadniczo co się podoba :) Na pewno cukinia też da radę, fasola, trochę cebuli itp. Najlepiej, żeby były koloru zielonego jako, że to green curry jest :)
Ja z lenistwa zawsze robię tylko z bakłażanem i cebulą.
Do dzieła:
- rozgrzewamy olej na patelni, jak się nagrzeje to wrzucamy zieloną pastę curry. W zależności od odwagi co do spalenia sobie przełyku, to tak z 2 łyżki pasty albo i więcej :] (im więcej tym bardziej ostro się rozumie).
- jak pasta zacznie się przysmażać, mieszamy z olejem tak żeby się ładnie wymieszało :] i zrobiła się w miarę jednolitą masę (coś jak z mąką jak się robi sos beszamelowy)
- dodajemy trochę mleka kokosowego (tak żeby zakryło całe dno patelni mniej więcej) i mieszamy znowu wszystko razem na jednolita masę (bez grudek). Czekamy aż zabulgocze :]
- dodajemy kurczaka pokrojonego paseczki grubości z 1-2 cm.
- kurczaczka mieszamy, aż obsmaży się w tym sosiku powstałym wcześniej i się po prostu się usmaży :]
- dodajemy resztę mleka kokosowego i czekamy aż się zagotuje
- dodajemy warzywka pokrojone w nie za dużą kostkę (bakłażan), kukurydzę pokrojoną w plasterki (na 0,5l mleka wyjdzie pewnie z pół bakłażana - zależy od pojemności patelni). Teraz też dodajemy listki kaffir lime, nie łamiemy ich jak mamy suszone :]
- mieszamy co jakiś czas żeby nam się to wszystko nie sfajczyło i wykipiało, ten etap trochę potrwa :) można w tym czasie wstawić ryż
- jak warzywka będą wyglądały na zdatne do spożycia wlewamy trochę sosu rybnego (tak z 1 łyżkę) oraz wsypujemy cukier (łyżeczka). Dawki podałam z przepisu z mojej książki kucharskiej, ja leje i sypię na oko :) Wskazówka 1: zawsze gdy podczas gotowania używamy sosu rybnego, używamy także cukru. Wskazówka 2: wegetarianie mogą zastąpić kurczaka tofu, a sos rybny sosem sojowym
- teraz można spróbować tego co nam wyszło, jak będziecie próbować wcześniej to i tak będzie niedobre :] Sos rybny choć śmierdzi, działa cuda :]
- dodajemy listki bazylii i zestawiamy z palnika
- na koniec można dodać trochę czerwonych, małych papryczek chilli
Takie zielone curry z kurczaka powinno mieć konsystencję gęstej zupy :) Czyli wszystko sobie pływa w mleku kokosowym. Podajemy w jednej wspólnej misce na stół, a stamtąd każdy sobie nakłada na swój talerzyk z kupką ryżu.
Zielone curry, można zastąpić czerwonym i dodać paprykę albo jakieś inne czerwone warzywa. Do żółtego to obowiązkowo ziemniaczki.
Po czym poznać, że wyszło dobre? Tajskie curry powinno być słodkie w ustach i piekące w gardle :]
/chwilowo nie mogę znaleźć zdjęcia jak to wygląda, ale jak znajdę to umieszczę/
Stosunkowo niedawno koleżanka Mary Cherry oznajmiła, że kupiła w Lidlu zielona pastę curry i nie ma pojęcia co z nią zrobić. Tak więc podaję przepis na moje popisowe tajskie danie, czyli zielone curry z kurczakiem.
Należy sobie przygotować:
- zielona pastę curry (niespodzianka!) - naprawdę można dostać w większości dużych supermarketów w dziale dziwne jedzenie z Azji, i sklepach typu kuchnie świata
- kurczak (niespodzianka!) - najlepiej piersi z kurczaka, na dwie osoby jedna duża pierś starczy :]
- wok albo głęboką i dużą patelnię
Z rzeczy już nie tak oczywistych:
- 2 listki kaffir lime - najlepiej przywieźć świeże z Tajlandii, ale jak akurat ktoś stamtąd nie wracał to dostępna jest u nas taka seria "Thai Heritage" w słoiczkach różnych dziwnych sosów i przypraw. Kaffir lime dostępne jest tam w wersji wysuszonej. Słoiczek kosztuje z 6 zł, ale naprawdę do otrzymania odpowiedniego smaku listki te są niezbędne i słoiczek wystarcza na długo.
- listki słodkiej bazylii - jak wrzucam takie świeże z krzaczka z hipermarketu, tak z 6, żeby równo pływały :]
- mleko kokosowe - na porcję 2-osobową tak z pół litra :] lepsze jest mleko kokosowe, a nie mleczko
- sos rybny - także występuje w wersji Thai Heritage
- cukier - najlepiej cukier palmowy albo z trzciny cukrowej
- olej
oraz warzywka:
- bakłażan - w Tajlandii używają takich małych zielonych kuleczek, które podobno są bakłażanem. Nasz duży koloru oberżyny też się sprawdza w 100%
- baby corn - takie małe kolby kukurydzy
- co do warzyw to można wrzucać zasadniczo co się podoba :) Na pewno cukinia też da radę, fasola, trochę cebuli itp. Najlepiej, żeby były koloru zielonego jako, że to green curry jest :)
Ja z lenistwa zawsze robię tylko z bakłażanem i cebulą.
Do dzieła:
- rozgrzewamy olej na patelni, jak się nagrzeje to wrzucamy zieloną pastę curry. W zależności od odwagi co do spalenia sobie przełyku, to tak z 2 łyżki pasty albo i więcej :] (im więcej tym bardziej ostro się rozumie).
- jak pasta zacznie się przysmażać, mieszamy z olejem tak żeby się ładnie wymieszało :] i zrobiła się w miarę jednolitą masę (coś jak z mąką jak się robi sos beszamelowy)
- dodajemy trochę mleka kokosowego (tak żeby zakryło całe dno patelni mniej więcej) i mieszamy znowu wszystko razem na jednolita masę (bez grudek). Czekamy aż zabulgocze :]
- dodajemy kurczaka pokrojonego paseczki grubości z 1-2 cm.
- kurczaczka mieszamy, aż obsmaży się w tym sosiku powstałym wcześniej i się po prostu się usmaży :]
- dodajemy resztę mleka kokosowego i czekamy aż się zagotuje
- dodajemy warzywka pokrojone w nie za dużą kostkę (bakłażan), kukurydzę pokrojoną w plasterki (na 0,5l mleka wyjdzie pewnie z pół bakłażana - zależy od pojemności patelni). Teraz też dodajemy listki kaffir lime, nie łamiemy ich jak mamy suszone :]
- mieszamy co jakiś czas żeby nam się to wszystko nie sfajczyło i wykipiało, ten etap trochę potrwa :) można w tym czasie wstawić ryż
- jak warzywka będą wyglądały na zdatne do spożycia wlewamy trochę sosu rybnego (tak z 1 łyżkę) oraz wsypujemy cukier (łyżeczka). Dawki podałam z przepisu z mojej książki kucharskiej, ja leje i sypię na oko :) Wskazówka 1: zawsze gdy podczas gotowania używamy sosu rybnego, używamy także cukru. Wskazówka 2: wegetarianie mogą zastąpić kurczaka tofu, a sos rybny sosem sojowym
- teraz można spróbować tego co nam wyszło, jak będziecie próbować wcześniej to i tak będzie niedobre :] Sos rybny choć śmierdzi, działa cuda :]
- dodajemy listki bazylii i zestawiamy z palnika
- na koniec można dodać trochę czerwonych, małych papryczek chilli
Takie zielone curry z kurczaka powinno mieć konsystencję gęstej zupy :) Czyli wszystko sobie pływa w mleku kokosowym. Podajemy w jednej wspólnej misce na stół, a stamtąd każdy sobie nakłada na swój talerzyk z kupką ryżu.
Zielone curry, można zastąpić czerwonym i dodać paprykę albo jakieś inne czerwone warzywa. Do żółtego to obowiązkowo ziemniaczki.
Po czym poznać, że wyszło dobre? Tajskie curry powinno być słodkie w ustach i piekące w gardle :]
/chwilowo nie mogę znaleźć zdjęcia jak to wygląda, ale jak znajdę to umieszczę/
13 stycznia 2010
Blog Roku 2009 :]
Jak zapewne większość zauważyła z boku, mój Sabbai in Thailand startuje w konkursie na Blog Roku. Tak, tak, na blog roku, a nie na błąd roku, który pewnie też by się znalazł.
Do konkursu kazała zgłosić mi bloga koleżanka, bo chciała zagłosować więc uznałam, że głupio ją rozczarować. Blog powstał bo nie chciało mi się podczas wyjazdu wysyłać do wszystkich (no dobra, części) znajomych maili, że żyję i mam się świetnie. Tak więc więcej tutaj przypadku i zbiegów okoliczności (to że wyjechałam itd.) niż wewnętrznej potrzeby uzewnętrzniania swoich głębokich myśli na temat boskiego życia i podróżowania w Azji, która chyba stała się już na stałe drugim domem.
Wracając do tematu to wstaję sobie dzisiaj rano, oczywiście włączam kompa jak to każdego poranka, i z ciekawości patrzę na stronę www.blogroku.pl i może nie od razu, ale pojawiło mi się, iż posiadam już dwie gwiazdki :] Co oznacza, że dostałam więcej niż 5 głosów :] A to z kolei oznacza, że zagłosował na mnie ktoś więcej niż mama, tata i dwóch braci. No dobra, ja też, ale pewnie każdy to robi :P To i tak nie zmienia faktu, że dwie gwiazdki to oznacza u mnie więcej niż ja i moja najbliższa rodzina :D Czyli wstydu nie będzie.
Wygląda na to, że aktualnie mój blog znajduje się na 6tej pozycji w kategorii podróże i szeroki świat więc oczywiście obejrzałam kto śmie mnie wyprzedzać :P Zauważyłam, że każdy ma oddzielnego posta nawołującego do głosowania, także też tak czynię (nawołującego, a nie nawołującego koniecznie na mnie:P). No ale mimo wszystko jakby ktoś chciał zagłosować akurat na Sabbai in Thainald to wystarczy wysłać smsa na nr 7144 o treści D00043 (de zero zero zero cztery i trzy na końcu :P) Koszt o to 1,22 zł z VATem. Złotówka pójdzie turnusy rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych, a 22 grosze będą wspierać rozkwit Rzeczypospolitej Polskiej i budowę autostrad na Euro 2012. Z jednego telefonu można wysłać jednego smsa. Do kolejnej rundy przejdzie 10 blogów z każdej kategorii, które uzyskały najwięcej głosów. I tak sobie skrycie pomyślałam, ze było by mega super ekstra się tam dostać :D Głosować możecie do następnego czwartku, czyli 21.01.2010 r. do godz. 12. Korzystając z okazji i faktu, że przez konkurs może ktoś z mojej branży tutaj zagościć to będzie drugie ogłoszenie.
Za pół roku nieuchronnie zbliża się do mnie koniec studiowania, także trzeba zacząć szukać pracy albo innego sposobu zarabiania $$ (tylko czy są takie?). Nie obraziłabym się gdyby praca sama mnie znalazła ;] W skrócie: kończę kierunek turystyka i rekreacja na SGGW i jestem bardzo fajna, a na dodatek mam papiery pilota (niestety nie odrzutowców). Także jeżeli ktoś chciałby przelewać mi na konto pieniążki co miesiąc abym mogła wydawać je na podróże, a potem znowu je opisywać, albo wysłać gdzieś, co bym za pieniążki mogła wracać, aby co jakiś czas ponarzekać na pogodę, to kontakt na maila obecnego w profilu albo zostawienie komentarza jest wskazane.
Oferty matrymonialne niemile widziane, a na resztę "skontaktuję się z Państwem w najbliższym czasie" :]
Do konkursu kazała zgłosić mi bloga koleżanka, bo chciała zagłosować więc uznałam, że głupio ją rozczarować. Blog powstał bo nie chciało mi się podczas wyjazdu wysyłać do wszystkich (no dobra, części) znajomych maili, że żyję i mam się świetnie. Tak więc więcej tutaj przypadku i zbiegów okoliczności (to że wyjechałam itd.) niż wewnętrznej potrzeby uzewnętrzniania swoich głębokich myśli na temat boskiego życia i podróżowania w Azji, która chyba stała się już na stałe drugim domem.
Wracając do tematu to wstaję sobie dzisiaj rano, oczywiście włączam kompa jak to każdego poranka, i z ciekawości patrzę na stronę www.blogroku.pl i może nie od razu, ale pojawiło mi się, iż posiadam już dwie gwiazdki :] Co oznacza, że dostałam więcej niż 5 głosów :] A to z kolei oznacza, że zagłosował na mnie ktoś więcej niż mama, tata i dwóch braci. No dobra, ja też, ale pewnie każdy to robi :P To i tak nie zmienia faktu, że dwie gwiazdki to oznacza u mnie więcej niż ja i moja najbliższa rodzina :D Czyli wstydu nie będzie.
Wygląda na to, że aktualnie mój blog znajduje się na 6tej pozycji w kategorii podróże i szeroki świat więc oczywiście obejrzałam kto śmie mnie wyprzedzać :P Zauważyłam, że każdy ma oddzielnego posta nawołującego do głosowania, także też tak czynię (nawołującego, a nie nawołującego koniecznie na mnie:P). No ale mimo wszystko jakby ktoś chciał zagłosować akurat na Sabbai in Thainald to wystarczy wysłać smsa na nr 7144 o treści D00043 (de zero zero zero cztery i trzy na końcu :P) Koszt o to 1,22 zł z VATem. Złotówka pójdzie turnusy rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych, a 22 grosze będą wspierać rozkwit Rzeczypospolitej Polskiej i budowę autostrad na Euro 2012. Z jednego telefonu można wysłać jednego smsa. Do kolejnej rundy przejdzie 10 blogów z każdej kategorii, które uzyskały najwięcej głosów. I tak sobie skrycie pomyślałam, ze było by mega super ekstra się tam dostać :D Głosować możecie do następnego czwartku, czyli 21.01.2010 r. do godz. 12. Korzystając z okazji i faktu, że przez konkurs może ktoś z mojej branży tutaj zagościć to będzie drugie ogłoszenie.
Za pół roku nieuchronnie zbliża się do mnie koniec studiowania, także trzeba zacząć szukać pracy albo innego sposobu zarabiania $$ (tylko czy są takie?). Nie obraziłabym się gdyby praca sama mnie znalazła ;] W skrócie: kończę kierunek turystyka i rekreacja na SGGW i jestem bardzo fajna, a na dodatek mam papiery pilota (niestety nie odrzutowców). Także jeżeli ktoś chciałby przelewać mi na konto pieniążki co miesiąc abym mogła wydawać je na podróże, a potem znowu je opisywać, albo wysłać gdzieś, co bym za pieniążki mogła wracać, aby co jakiś czas ponarzekać na pogodę, to kontakt na maila obecnego w profilu albo zostawienie komentarza jest wskazane.
Oferty matrymonialne niemile widziane, a na resztę "skontaktuję się z Państwem w najbliższym czasie" :]
4 stycznia 2010
Tajki w Polsce
Dwa tygodnie przed moim powrotem do Polski przyjechała także zapoznana przeze mnie Tajka - Am. Azjaci mają słabość do skracania swoich imion albo zamieniania na jakieś brzmiące bardziej 'zachodnie'. Wracając do Am to zaczęła ona studiować na UW ekonomię albo coś podobnego ;) Ze swoimi trzema koleżankami, które w Warszawie przebywają jeszcze w ramach tej samej wymiany z której ja wyjechałam do Chiang Mai pojechały w grudniu do Gdańska. Na pytanie czy im się podobało i co tam widziały, odpowiedziała, że poszły na plażę szukać owoców morza ('looking for seafood' brzmi jeszcze bardziej głupio w tym przypadku). Jak łatwo się domyślić rozczarowane nieznalezieniem niczego co nadawałoby się do zjedzenia na bałtyckiej plaży brudno-pisakowej poszły szukać owoców morza w knajpach. Język polski jest dla nich zdecydowanie językiem obcym i postanowiły udać się do restauracji, która zwała się Crabcośtam, mając nadzieję, że dostaną tam kraba :] No i dostały, tyle że w postaci paluszków surimi...
Za każdym razem kiedy się z nimi spotykam raczą mnie takimi pytaniami i opowieściami, że uśmiech z twarzy nie schodzi mi przez kolejne dwa dni. Tutaj garść pytań i stwierdzeń natury egzystencjalnej:
- Ten śnieg spadł już tydzień temu, od tej pory nie padało, i dalej leży na ulicach. Dziwne to, prawda? (było to podczas tych mrozów po -15 st. codziennie)
- Jeżdżenie na łyżwach jest trudniejsze od jeżdżenia na nartach, bo na nartach przewracasz się tylko jak skręcasz albo chcesz się zatrzymać, a na łyżwach nawet jak stoisz.
- Jak zrobić bałwana (ze śniegu)?
- Na propozycję pójścia na sanki do parku zapytały się czy wstęp na górkę jest płatny.
- Po umówieniu się ze mną podczas rozmowy telefonicznej na metrze Racławicka, czekała kiedyś na mnie na metrze Świętokrzyska. Bo tu u nas podobno wszystko kończy się się na 'ska' i myślała, że to o tę stację chodziło.
Niestety Am z powodów rodzinnych dzisiaj wróciła do Tajlandii. Na jeden dzień z Czech przyjechała także Blanka aby się z nią zobaczyć i pożegnać. Tak sie złożyło, że przechodziłyśmy obok Ronda de Gaulle'a (te z palmą pokrytą zwałami śniegu) prawie całą nasza tajską paczką.I wtedy padł niezapomniany tekst"Blanka, do u feel like in Chiang Mai now?"
Za każdym razem kiedy się z nimi spotykam raczą mnie takimi pytaniami i opowieściami, że uśmiech z twarzy nie schodzi mi przez kolejne dwa dni. Tutaj garść pytań i stwierdzeń natury egzystencjalnej:
- Ten śnieg spadł już tydzień temu, od tej pory nie padało, i dalej leży na ulicach. Dziwne to, prawda? (było to podczas tych mrozów po -15 st. codziennie)
- Jeżdżenie na łyżwach jest trudniejsze od jeżdżenia na nartach, bo na nartach przewracasz się tylko jak skręcasz albo chcesz się zatrzymać, a na łyżwach nawet jak stoisz.
- Jak zrobić bałwana (ze śniegu)?
- Na propozycję pójścia na sanki do parku zapytały się czy wstęp na górkę jest płatny.
- Po umówieniu się ze mną podczas rozmowy telefonicznej na metrze Racławicka, czekała kiedyś na mnie na metrze Świętokrzyska. Bo tu u nas podobno wszystko kończy się się na 'ska' i myślała, że to o tę stację chodziło.
Niestety Am z powodów rodzinnych dzisiaj wróciła do Tajlandii. Na jeden dzień z Czech przyjechała także Blanka aby się z nią zobaczyć i pożegnać. Tak sie złożyło, że przechodziłyśmy obok Ronda de Gaulle'a (te z palmą pokrytą zwałami śniegu) prawie całą nasza tajską paczką.I wtedy padł niezapomniany tekst"Blanka, do u feel like in Chiang Mai now?"
Subskrybuj:
Posty (Atom)